9 stycznia 2014

Rozdział 8

   Zaciągnęłam się Nowojorskim powietrzem. Nie należy do  najczystszych, pomyślałam. Z kieszeni wyciągnęłam telefon, który zaczął dzwonić.
-Halo?- zapytałam.
-Hej- odezwała się Celeste- jest z tobą Ciara?
-Jest, chcesz mogę ci ją przywieźć.- zaproponowałam- Jestem na lotnisku.
-To czekaj- zaczęła- spotkajmy się w barze zaraz za rogiem koło lotniska.
-Jasne.
Celeste podała mi więcej szczegółów dotyczących naszego miejsca spotkania. Wzięłam Ciarę za rączkę i ciągnąc za sobą walizki ruszyłyśmy w stronę baru "Tost". Wyszukana nazwa, nie ma co.
   Pchnęłam drzwi i znalazłam się w środku. Usiadłyśmy z Cici przy wolnym stoliku. Zamówiłam dla małej frytki i colę. Ja nic nie brałam. Wiem, powinnam jeść ze względu na mój stan zdrowia, ale ja mam to gdzieś!
*dwa dni później*
   Wróciłam do mojego obskurnego mieszkania i ległam na kanapie w salonie. Nic mi się nie chciało. Najlepiej bym się udupiła. Poszłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze. Moje nowo pofarbowane włosy prezentowały się idealnie. Ścieniowane i różowe.  Wróciłam do salonu i popatrzyłam na zegar. Jest 9 wieczorem a mi się nie chce spać. A to coś nowego! Ubrałam buty i wyszłam z mieszkania i pokierowałam się w stronę parku. Wszędzie było ciemno. Ulice Brooklyn'u były opustoszałe. Tak,, bójcie się, bójcie. Zaraz was mała poleczka rozwali! Pokierowałam się do małej ławki i na niej usiadłam. 
Po tym jak Ciara pojechała z Celeste do niej jest pusto... No tak, ja nie mam warunków żeby ją wychowywać. Mieszkam w najbardziej obskurnym budynku na Brooklyn'ie. Wszędzie gdzie się nie dotkniesz możesz zarazić się jakimś AIDS czy coś. To obrzydliwe. Co ja właściwie robię w tym miejscu?! No tak, mieszkam. Bym zapomniała. Czujecie ten sarkazm? Tego nie da się zapomnieć! Siedzę w parku na środku Brooklyn'u! 
Usłyszałam strzały dochodzące z odległości jakiś sześćdziesięciu metrów. Oczywiście ciekawska ja teraz tam pójdę bo jestem głupia. Poszłam w tamtym kierunku. Schowałam się za krzakami i zobaczyłam dwóch mężczyzn stojących nad ciałem, najprawdopodobniej nieżywego człowieka. Usłyszałam za sobą szelest. Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z lufą do jakiegoś pistoletu, karabinu czy Pan wie czego! To broń! Fajnie, teraz zginę. Cóż za ironia. Od dwóch dni mieszkam w Nowym Jorku. Cóż za przywitanie, serio. Serio? Serio?! Ja tu sobie myślę a tu mi jakiś czarnuch stoi z bronią i we mnie celuje. Czarny rasista, chyba nie lubi białych za to że oni nie lubią jego. Ja tam nic do czarnych nie mam. Są nawet seksowni. Ja pierdolę, Holly skończ! 
-Zabijesz mnie?- zapytałam zbyt pewnym siebie głosem. 
No tak Anastazja Dobrzyńska nie boi się śmierci! 
-Co widziałaś?!- krzyknął.
-Słyszałam tylko strzały i nic poza tym.- odpowiedziałam. 
-Chodź.- powiedział i pociągnął mnie w stronę niebieskiego mustanga.  Niezłe cacko. Wsiadłam do środka a ten mężczyzna wsiał na miejscu kierowcy i szybko odjechaliśmy. Nie wiem dokąd ale nie boję się. Jechaliśmy tak długo aż zobaczyłam znak oznajmiający iż znajdujemy się na Bronx'ie. Bronx?! O kurwa.  Mężczyzna ściągnął kominiarkę, którą cały czas miał na sobie. Mogłam spojrzeć na jego twarz, Ej, przystojny jest. Na policzku dostrzegłam małe ślady. 
-Tak w ogóle to nie przedstawiłem się. Tyler jestem.- zaśmiał się. 
Ma śliczny uśmiech. Pomimo, że moja mama mówiła mi ciągle "nie zadawaj się z murzynem, to jedna wielka gromada zarazków" on jest bardzo przystojny. 
-Anastazja,- przedstawiłam się-  ale wszyscy mówią na mnie Holly.
-Holly?- zdziwił się- Czemu?
-Nie mam pojęcia.- zaśmiałam się i on również. 
Może... Nie. To głupie. Naszło mi na myśl to, że może uda mi się zostać jego dziewczyną. Naiwna ja. 

~~~~~
Przepraszam, że tak długo. Ponad 2 miesiące. -,- Nie mogłam wcześniej ze względu na stan zdrowia mojej mamy. Wybaczcie. 
2 kom i next. 

+ Chciałabym was zaprosić na mojego bloga z imaginami, opowiadaniami i innymi bzdetami xD

1 komentarz:

  1. Piękne <3 A czarnoskórzy nie są tacy źli xd ,,Trochę'' zboczeni ale to jak każdy hah dobra koniec. Weny :*

    OdpowiedzUsuń